Po trzech dniach ciężkiej wędrówki nadszedł czas zasłużonego odpoczynku. Wędrówki wymagającej hartu ducha, silnej woli; odpoczynku w atmosferze beztroski, usypiającego uwagę. Spacer, zabawa w śniegu, szachy, drzemka, posiłek, gry, karty…
Po kilku rozdaniach urosła przede mną spora góra żetonów, na kształt tych piętrzących się za oknem. Nie wzbudziła jednak we mnie podobnego – i podobnie uzasadnionego – respektu i czujności. Jak się potem okazało był to szczyt. Dopiero gdy spadłem, zorientowałem się, że dalej była już tylko przepaść. Niewinna informacja, że gramy na krówki, dotarła do mojej świadomości dopiero po piątym wkupieniu się do banku. „Stary w co ty się pakujesz?! To przecież hazard! To nie zabawa!” Więc… postanowiłem zmienić styl gry na bardziej racjonalny, żeby w ten sposób się odegrać. Jak łatwo było się domyślić moje zadłużenie rosło i, gdybym miał za przeciwników zwykłych hazardzistów, mógłbym stać się niewypłacalny. Szczęśliwie przy stoliku siedzieli sami przyjaciele, a ten niepokojący dreszczyk, zamiast doprowadzić mnie do ruiny, pozwolił lepiej poznać własną naturę i wyciągnąć wnioski na przyszłość.